Pomoc dla Pani Wiesławy Kalineckiej

Pomóż i udostępnij by inni mogli również pomóc

Zapraszamy do wspólnego wsparcia Pani Wiesławy Kalineckiej

Historia Pani Wiesławy

Prowadziłam normalne życie jak wszyscy. Czerpałam z niego garściami. Pracowałam w szkole specjalnej z dziećmi niepełnosprawnymi oraz w firmie pomagając ludziom poszkodowanym w różnych wypadkach.

Teraz sama potrzebuję waszej pomocy.

Nie mając wcześniej poważnych problemów zdrowotnych, przełom starego i nowego roku okazał się ogromnym wyzwaniem. Nowy Rok to kolejne postawienia, a ja walczyłam o to, aby móc przede wszystkim przeżyć kolejny dzień. Tuż na początku roku usłyszałam diagnozę – nowotwór złośliwy lewego płata czołowego. Guz miał rozmiary ponad 5×5 cm. Naciekający i agresywny charakter glejaka zagrażał życiu w każdej chwili. Zanim trafiłam do szpitala miałam bardzo silne bóle głowy, osłabienie fizyczne, zaburzenia pamięci, problemy z widzeniem, wymioty i napady padaczkowe. Podczas pobytu w szpitalu najbliższa rodzina robiła wszystko, aby znaleźć najlepszego neurochirurga, który usunie nowotwór. Po wielu konsultacjach trafiłam pod opiekę dr n. med Jacka Furtaka z 10 Wojskowego Szpitala Klinicznego z Polikliniką w Bydgoszczy. Dodam, że w czasie pandemii Pan Doktor bardzo szybko przyjął mnie na wizytę i następnie w szybkim tempie zoperował. Jestem mu niezmiernie wdzięczna za okazany trud, za usunięcie guza mózgu. Jest to dla mnie niezwykle budujące i traktuję to jako cud, że przeżyłam.

Nigdy nie sądziłam, że całe życie może zmienić się tak szybko. Żyłam, spełniałam swoje marzenia, realizowałam plany i nie byłam świadoma, że w mojej głowie jest tykająca bomba, niewidzialny wróg zagościł w moim organizmie. Jeszcze pół roku temu byłam aktywna, energiczna i pełna sił do życia. Dziś w lustrze oglądam moje wycieńczone walką z chorobą ciało, mimo to stale walczę i nie poddaję się. Bardzo proszę o wsparcie finansowe bo jest ono dla mnie ratunkiem i szansą na kolejne lata życia.

Mija już kolejny tydzień od operacji, a ja wciąż dochodzę do siebie. Jestem w domu pod opieką najbliższej rodziny. Prowadzę ścisłą dietę, biorę przepisane leki. Jestem pod opieką lekarzy, ciągle robię różne badania. Co 3 miesiące mam robić rezonans głowy, żeby sprawdzić czy wyrósł kolejny glejak. Najgorsze w tej chorobie jest to, że jest nieuleczalna, ponieważ nowotwór może w każdej chwili urosnąć i jeśli będzie w miejscu nieoperacyjnym to już nie będzie można mi pomóc. Statystycznie żyje się 9-12 miesięcy od diagnozy. Nawrót guza może nastąpić w każdej chwili. Szukam wszystkich możliwych metod, które pomogą mi cieszyć się życiem jeszcze wiele lat. Chcę dalej cieszyć się swoją rodziną, pomagać niepełnosprawnym, dzieciom i osobom po wypadkach, chcę doczekać chwil, w których ujrzę swoje wnuki. Wiem, że mogę żegnać się z najbliższymi jeszcze wiele razy. Każdy kolejny dzień stanowi dla mnie wielką wygraną i kolejny dar Boga. Jeden cud już się wydarzył, a teraz może być kolejny, ale do tego potrzebna jest pomoc wielu osób. Za wszelkie wsparcie jestem wdzięczna poprzez codzienną modlitwę za każdą osobę oraz jej rodzinę żyjącą i zmarłą. To moja wdzięczność za dobroć serca.

Ograniczone metody leczenia w Polsce, zmuszają mnie do szukania ratunku za granicą. Wykorzystuję każdy sposób walki, żeby nie dopuścić do wznowy guza. Planuję podjęcie leczenia immunologicznego na terenie Niemiec w Medicolonia Clinic w Kolonii. Klinika pomaga między innymi, dzięki wywołaniu gorączki poprzez hipertermię miejscową podaną razem ze szczepionką z komórkami dendrytycznymi. Terapia składa się z 3 etapów, trwających po 4 tygodnie każdy. Koszty nowoczesnego leczenia są ogromne (tysiące €) Jest to dla mnie ogromna szansa, a czasu mam coraz mniej. Jeśli możesz, to proszę, wpłać nawet złotówkę. Dla mnie to już jest gest ratujący moje życie. Już teraz bądź moim wsparciem, dlatego z całej siły proszę o pomoc finansową i modlitwę.

„Dla serc szlachetnych najwyższą rozkoszą, gdy drugim w niedoli radość przynoszą”

Adam Asnyk